Sobotnie spotkanie pomiędzy Stalą Stalowa Wola a Limanovią Limanowa nie zachwyciło. Nie zachwycił też sędzia, Robert Marcinak z Krakowa, który podjął w tym meczu kilka kontrowersyjnych decyzji. Zapamięta zostanie szczególnie ta z 78. minuty, kiedy wyrzucił z boiska obrońcę Stalówki, Adriana Bartkiewicza. Wtedy hutnicy prowadzili po golu Michała Czarnego 1:0. Cztery minuty po czerwonej kartce dla zawodnika gospodarzy zespół Ryszarda Wieczorka wyrównał. Remis zapewnił przyjezdnym Józef Piwowarczyk. W końcówce spotkania miejscowi mogli zdobyć jeszcze drugą bramkę, ale doskonałą interwencją po główce Tomasza Płonki popisał się Waldemar Sotnicki. Golkiper sparował strzał na rzut rożny. Sędzia Marciniak nie pozwolił jednak gospodarzom wykonać stałego fragmentu gry i zakończył mecz przy Hutniczej.

Rozmowa z Adrianem Barkiewiczem:

Tomasz Błażejowski: Sporo kontrowersji wywołała 77. minuta z Twoim udziałem. Zdaniem sędziego faulowałeś rywala, za co dostałeś drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną.

Adrian Bartkiewicz (obrońca Stali Stalowa Wola): Ciężko w ogóle odnieść się do tej sytuacji, bo byłem przy piłce. Chciałem ją puścić obok przeciwnika, on po prostu to przeciął, byłem rozpędzony, wpadł na mnie, ja na niego. Rywal uderzył głową w mój mięsień czworogłowy, a sędzia mi powiedział, że go ręką uderzyłem. Do tego jeszcze dostałem żółtą kartkę, co jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Nie było ani ataku wyprostowaną nogą, ani nakładki, nic z mojej strony.

To dziwna sytuacja, że sędzia z Małopolski prowadzi mecz, w którym gra drużyna z tego samego województwa.

- Trudno odnieść się do tego, jakie decyzje podejmuje się w Polskim Związku Piłki Nożnej. Podczas meczu miałem jednak wrażenie, że sędzia w sytuacjach stykowych gwiżdże w jedną stronę.

Wróćmy do samego meczu. Nie był on porywającym widowiskiem. Tak naprawdę słabo wypadliście z Limanovią.

- Na pewno remis nas nie satysfakcjonuje. Limanovia grała bardzo fizyczną piłkę. Chłopaki po meczu mówili, że dawno nie byli tak pokopani przez żadnego przeciwnika. Jak do tego dochodzi plan, na którym ciężko się gra, nie tylko nam, ale też rywalom to tako to właśnie wygląda.

Zdobyliście 32 punkty. Za tydzień możecie jeszcze poprawić ten dorobek. Ile punktów zakładaliście przed startem ligi?

- Nie rozmawialiśmy o konkretnym wyniku. Chcieliśmy zrobić ich jak najwięcej. Nie ma co ukrywać, że głównym założeniem przed sezonem było utrzymanie. Apetyty rosną w miarę jedzenia i nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Na razie koncentrujemy się na ostatnim meczu z Rakowem Częstochowa. Później zobaczymy. Kilka rzeczy wymaga poprawy. Być może na wiosnę wystartujemy z innym celem.