36-letni bramkarz ze swoją drużyną przyjechał na inaugurację rundy wiosennej na mecz do Niska z Sokołem, Piast wygrał 2:1. 

Co zawodnik z przeszłością w ukraińskiej, łotewskiej i polskiej ekstraklasie, w których występował w Karpatach Lwów, FK Charków, Vencie Kuldiga i Piaście Gliwice, robi w czwartej lidze podkarpackiej? Maciej tłumaczy, że gra w Piaście na prośbę trenera Marka Strawy. 

"Mam już swoje lata, 15 kilogramów nadwagi, pracuję" – mówi Maciej Nalepa. "Ja skończyłem właściwie już grać w piłkę, mam problemy non stop z kolanem. Tylko i wyłącznie gram w Piaście na prośbę trenera Strawy, choć pół roku w ogóle nie miałem piłki w ręce. Trener poprosił mnie, żebym pomógł mu w kilku meczach, wszystkie zagraliśmy na zero z tyłu, zdobyliśmy Puchar Polski na szczeblu Podkarpacia. Na co dzień pracuję fizycznie w firmie handlowej, tak się życie ułożyło, w paru wcześniejszych klubach po pół roku nie dostawiliśmy pieniędzy, urodzilo mi się drugie dziecko i trzeba było poważnie pomyśleć co dalej, uznałem, że kończę z graniem, bo profitów i tak z tego nie mam i że pójdę do zwykłej pracy" – dodaje.

Były bramkarz Stali przyznaje, że śledzi nadal losy stalowowolskiej drużyny, ale tylko w mediach, nie ma czasu, by przyjechać na mecz do Stalowej Woli.

"Pracuję na trzy zmiany, a jak mam czas, to opiekuję się dziećmi" – wyjaśnia. "W Stali Stalowa Wola miałem świetne dwa lata, wygrywałem plebiscyty sportowe (w tym na najpopularniejszego sportowca w plebiscycie "Echa Dnia”). Potem poszedłem do Karpat Lwów, początek był ciężki, ale potem było już bardzo dobrze. Jedyna rzeczą, której żałuję, to że prezes Karpat mimo wielu ofert z innych klubów nie chciał mnie puścić. Graliśmy kiedyś sparing z Malagą, wyszedł mi bardzo dobry mecz, włodarze hiszpańskiego klubu powiedzieli prezesowi, że jak potwierdzę jeszcze formę z tego meczu, to mnie kupują za milion euro. Ale prezes powiedział, że on to może im dać ten milion euro i wziąć mnie z powrotem… Grałem też w Charkowie, jestem obecnie zszokowany tym, co się dzieje na Ukrainie. Ale ludzie mają dość, tam nie ma klasy średniej, są albo oligarchowie albo tacy, co przez miesiąc jedzą tylko ziemniaki. Nie ma pracy, jest korupcja. Wydawało się, że to się zmieni po "pomarańczowej rewolucji”. Ja mogę powiedzieć, że przez osiem lat grania na Ukrainie nigdy nie usłyszałem nic złego pod swoim adresem z racji tego, że jestem Polakiem" – podsumowuje bramkarz.

Maciej Nalepa przyznaje, że prezes Karpat Lwów, Petro Dyminski, miał swoje kaprysy.
"Mógł przyjechać do nas na bazę i rzucić hasło, że zostało dwanaście meczów, kto strzeli w nich osiem bramek, to dostanie nowe porsche cayenne, którym właśnie przyjechał" – uśmiecha się Nalepa. "Gdy grałem w Charkowie, to pieniądze były nawet większe, ale co z tego, jak przyszedł kryzys i nie mieliśmy płacone w dolarach tylko hrywnach, a potem przez siedem miesięcy w ogóle. A jak są zawirowania we władzach, to i w klubach, bo wielu właścicieli klubów, oligarchów, ma układy z politykami i wiele zależy też, jakiej partii. Czy nie myślę o tym, by napisać o swoich występach za granicą książkę? Nie, wystarczy mi to, co opowiadam w wywiadach" – śmieje się były bramkarz "Stalówki'.