Ten mecz wywoływał u mnie wspomnienia, z perspektywy lat ostatni raz na Siarce byłem w 1997 roku. Jak dobrze sobie przypomnę było to 22 marca w sezonie 1996/97 w którym naszą drużynę prowadził Janusz Gałek. Ten wyjazd utkwił mi w pamięci i myślę że nawet gdybym był na tym ostatnim w 2004 roku, 27 marca to i tak ten najważniejszy by był z 1997 roku.
Ten mecz wywoływał u mnie wspomnienia, z perspektywy lat ostatni raz na Siarce byłem w 1997 roku. Jak dobrze sobie przypomnę było to 22 marca w sezonie 1996/97 w którym naszą drużynę prowadził Janusz Gałek. Ten wyjazd utkwił mi w pamięci i myślę że nawet gdybym był na tym ostatnim w 2004 roku, 27 marca to i tak ten najważniejszy by był z 1997 roku. Tego typu wyjazdy pamięta się do końca życia, a już najbardziej to klimat w pociągu i przemarsz ulicami Tarnobrzega. Wtedy wyglądało to tak że wróg czaił się na każdym kroku, w najmniej oczekiwanym momencie atakował i tak było, o czym przekonał się nie jeden z nas kiedy trafił go kamień wylatujący nie wiadomo skąd i rzucany nie wiadomo przez kogo, trafionego zalewała krew, a nas trafiał szlag. Może się zapędziłem bo przez kogo był rzucany to było wiadomo, ale czasami to nie zdążyliśmy gościa wyczaić a już palił się za nim smród z jego przegrzanych butów i czuć było swąd potu który pojawiał się u napastnika którego oblewał blady strach przed złapaniem go, po czym pewnie został by przez nas skarcony. Na uwagę zasługuję również fakt iż z nami wtedy była Korona Kielce, Stal Gorzyce, Unia Nowa Sarzyna czy te przerzuty zza miedzy jakimi są Wiślacy z Sandomierza. To były inne czasy, gdzie pomarańczowe kurtki, glany na nogach czy pasiaki w ręku dodawały klimatu podczas gdy obok rozgrywany był mecz. W 1997 roku było nas z tego co mówili około 650 góra 700 osób ale byli i tacy którzy wspominali większe cyfry, spowodowane było to chyba tylko tym że w ich krwi procenty robiły swoje, a goście widzieli podwójnie. No ale każdy ma prawo mówić o tym tak jak to naprawdę widział czy pamięta.
Ja te derby które właśnie przeszły 18 maja do historii, czułem nad wyraz trochę inaczej niż to co było kiedyś, ponieważ nad wyrost wiek nie ten sam i podejście do wyjazdów już jest inne. Ważniejsze dla mnie było to żeby zaliczyć ten mecz, ale do priorytetów nie należał, bo były i są ważniejsze. Jedyne co przemawiało żeby tam być to, żeby zrobić rekord wyjazdowy bo blisko, i pokazać chłopakom zza miedzy jaki poziom posiada jak to mówią wszem i wobec Władca Podkarpacia. Faktem jest również to że pierwszy raz tam byliśmy bez żadnej zgody, co już pewnie zapisało się jako nowy rozdział w historii kibicowania Stalówki.
Od rana przechadzałem się po osiedlu, rozmyślając o tym ilu dzisiaj nas będzie. Wiedziałem że jest duży boom na ten wyjazd ale nie liczyłem na konkretną liczbę 1200 to było maksymalnie. Po trochu to się sprawdziło ale ile do końca ludzi było to się już pewnie nigdy nie dowiemy. Zbiórkę osiedlową wyznaczyliśmy na godzinę 12:00, pod Miejskim Domem Kultury, gdzie zebrała się niezła szarańcza kiboli. W tym miejscu gdy już doszliśmy, trzeba było rozprowadzić jeszcze bilety na stadion, które sprzedawaliśmy zaznaczę najpierw dla tych co się zapisali na listę a dopiero na końcu dla tych których na liście po prostu nie było. Nawet poszło to w miarę szybko. Po tym poszliśmy na dworzec Stalowa Wola – Centrum na którym czekała reszta ekipy bo tu była wyznaczona zbiórka dla wszystkich, poza osiedlem Hutnik które wsiadło już u siebie. Chyba nawet z nimi wsiadał nasz Fan Klub z Niska, ale tego to już nie jestem pewien. My czekaliśmy dalej, a peron się zapełniał i nie było miejsca. Gdy na horyzoncie pojawił się pociąg, zaznaczę że połowa stała tam gdzie nie trzeba, chyba nigdy nie jechali na wyjazd pociągiem, skierowaliśmy ich na tor w kierunku Rozwadowa. Gdy zbliżał się nasz transport powiewały już z jego okien zielono – czarne szaliki. Ktoś z pociągu zarzucił hasłem – Siara , Siara k.rwa stara – a na peronie podłapali i się zaczęły pierwsze tego dnia konkretne wyzwiska.
Towarzystwo wsiadło do pociągu ja zająłem sobie miejsce zaraz przy oknie mogłem siedzieć ale nie miałem ochoty bo wolałem stać w oknie. Obserwowałem sobie wszystko to co się działo za oknem mojego składu. Był duży ścisk ale nie było jeszcze tak tragicznie. Pociąg ruszył, a w raz z nim ruszyła machina jaką jest adrenalina. Do Rozwadowa rozmyślaliśmy z chłopakami o tym co się działo kiedyś na wyjazdach. Wróciły jeszcze silniej wspomnienia, a gdy zerknąłem za siebie ujrzałem znajomą postać, a za nią jeszcze jedną i kolejne okazało się że jadą z nami kibice Rakowa z Częstochowy, pomyślałem sobie nieźle się przy kamuflowali, ale w głębi ducha cieszyłem się że w tym ważnym dla nas dniu chociaż zgody już nie ma oni są z nami. Jazda się zaczęła, w Rozwadowie na stacji psiarnia obstawiła wszystko co się dało, jakby mogli to by nawet w kibel zaglądnęli tylko żeby się nic nie wydarzyło. Na trasie wszystkie drogi obstawione, w lasach myślałem że jakieś barany jeżdżą na kładach, ale co się okazało tam też była policja, która pilnowała każdego cala tej podróży. Gdy pociąg przejechał przez wiadukt w Tarnobrzegu ukazała się stacja dworca PKP a na niej to aż biało od tych co zawsze utrudniają prawdziwym kibicom życie. Była armatka wodna, psy, konie, a nawet jedna suka która nie potrafiła sobie poradzić z konikiem. Towarzystwo dopingowało go by spadła, ale wykaraskała się z opresji. Psy to były jakiś wystraszone tego dnia bo tylko coś się stało to od razu straszyli nas że nas nie wpuszczą i że cofną całe towarzystwo do Stalowej. Ale my to mieliśmy wyjebane, na to co ten baran gadał przez tą szczekaczkę. Skoro nas traktują jak zwierzęta to dlaczego my mamy się z nimi liczyć. W drodze na stadion oprócz wyzwisk, poleciało sporo achtungów, petard i odpalono sporo rac. Był w miarę spokój, poza kilkoma incydentami ale nie można tego nazwać po imieniu, ponieważ nie należało to do wybryków. Raz zrobiło się zielono, od zielonej świecy, innym razem czarno, bo ktoś odpalił na drodze czarną świece. Ludzie w Tarnobrzegu powychodzili do okien, na ulice, przyglądając się jak szliśmy na stadion Siarki. Droga się dłużyła i ciągnęła prowadzili nas tak tylko żeby nie narobić żadnych szkód i zniszczeń no i żeby nikomu nie wpierdolić. Tego dnia psiarni naprawdę było dużo, zmobilizowali się żeby nie zaliczyć żadnej wpadki.
Gdy zbliżyliśmy się pod stadion, rzuciliśmy się pod kasy aby jak najszybciej wejść. Skwar był nie miłosierny, aż pot lał się po tyłku. Nasze tajne służby z Popiełuszki z zakamarków to pewnie narobiły nam rekordową liczbę zdjęć, nie mówiąc o tym że nagrali nas na kamerkę. Taki kibicowski Big Brother, z policją w tle. Zresztą zdjęcia to oni pykali jak popadnie, w końcu to ich praca. Zanim udało mi się wejść na stadion, minęło z 20 minut, część baranów od nas pogubiła bilety na stadion, naprawdę trzeba mieć dar w sobie by zgubić najważniejszą rzecz w ty dniu. Był sklepik ale taki był napór na tą instytucję że do przerwy to wykupiono z niego wszystko co było. Jak by dało radę to by nawet i lód z lodówki wzięli, taki był skwar. Siedliśmy na środku, tam wypiłem colę i przegryzłem chrupkami no i odechciało mi się wszystkiego. Jakiś denny ten dzień był, taki meczący, a derby nie przypominały derbów. Wiedziałem od początku że będzie lipa z dopingiem, bo jak można prowadzić doping jak sektor jest wydłużony na całej długości boiska piłkarskiego a my nie posiadamy megafonu bo szkoda nam było na dwie baterie. Nawet tłumaczenie się że był zepsuty było dla mnie chore, ponieważ na ten mecz tego typu drobnostka powinna być naprawiona. No ale nam to się najwidoczniej nie chce nawet tego zrobić.
Tego dnia zawisły takie flagi jak F.C. Janów Lubelski, Stalówka OK, Osiedle Pławo, Śp. Nosek, Osiedle Zatorze, Stalówka The Firm, Sokół Nisko, Stal Gorzyce, Stalówka B&H, SSW Nowa Dęba oraz Młodynie & Poręby. Co do dopingu napisałem już co miałem napisać, nie brakowało wyzwisk, oprawy nie było, poza tym co zaprezentowała Siarka. Do mistrzowskich to ta oprawa nie należała ale była. Dużo się zebrało też Wisłoce która pojawiła się na tym meczu nawet sporą liczbą. Była Jagiellonia i Sandomierz, który najbardziej mnie wkurwia z tą swoją flagą, za bardzo charakterną jak na te czasy, zresztą kiedy i gdzie oni k.rwa jakąś akcję zrobili że jeżdżą z taką faną po Polsce. No chyba że ta flaga jest charakterna bardziej od nich to wtedy okej. Ciekawszy od tych derbów na trybunach był nawet powiem szczerze mecz na boisku, ponieważ wygraliśmy go w ciężkim boju, co nam dało kolejne jakże 3 ważne punkty potrzebne do utrzymania się w spokoju w tej cholernie pojebanej lidze. Siarka przed meczem próbowała nas zaatakować, ale to jest bardziej komiczne niż skecze w telewizji ponieważ kto mądry atakuje ekipę odgrodzoną psami. Poskakali sobie i poszli na swój sektor. Tego dnia ochraniało nas około 500 psów więc tego typu akcję z góry są skazana na niepowodzenie.
Co by tu jeszcze napisać o tym całym meczu, jakoś mało rzeczy mi wpada teraz do głowy jak pisze ten tekst, padał deszcz, wyszła tęcza, w końcu byliśmy w pedalskim mieście zwanym Tarnobrzeg. Zresztą zainicjowaliśmy im kilkakrotnie to co o nich myślimy. Piłkarze nam podziękowali za doping, my im za cenne punkty. Po tym Siarkowcy wyszli ze stadionu, bo nie mieli sił na to co się stało, pożegnaliśmy ich gromkimi brawami, i też poszliśmy na dworzec, drąc ryja przez całe miasto. Po drodze mijaliśmy mniejsze i większe grupki miejscowych ale nie było do nich dostępu a nikt z nas nie chciał ryzykować jakiejkolwiek wpadki. W końcu mundurowi tylko na to czekali. Dużą uwagę zwracaliśmy na to by nikt w pociągu nie rozjebał czegoś lub by nie naklejali wlepek. Myślę że to się w dużej części udało poza tym że zostawiliśmy po sobie śmietnik. Przed PKP jakiś koks się spiął na balkonie bez koszulki wydziargany po same uszy. No jakieś dziwne obyczaje panują w tym regionie Polski, dobrze że sobie zdjęć nie robił. Ale był kozak bo wyszedł na pole, chyba chciał jeszcze bardziej przy kozaczyć ale mu się to nie udało, tak jak się pojawił tak i znikł, a my w tym czasie wracaliśmy do domu. Po dojechaniu na miejsce, każdy się porozchodził po mieście do pierwszej lepszej knajpy by uzupełnić płyny. Derby te należą do udanych dzięki temu iż pobiliśmy liczbę wyjazdową, wygraliśmy mecz, zdobyliśmy trzy punkty i kolejny raz wyruchaliśmy tych jebanych wieśniaków.
Zatorze
Jeszcze niedawno klub był na skraju upadłości, ale mimo problemów nie spadł niżej niż trzecia klasa rozgrywkowa. Dziś posiada jeden z najniższych budżetów w lidze, a mimo to przewodzi stawce II-ligowców. » czytaj dalej
Subiektywno-statystyczne podsumowanie sezonu 2013/2014 okiem redakcji stalstalowawola.pl » czytaj dalej
Żar lał się z nieba, powietrze nad rozgrzaną murawą musiało parzyć jak przy hutniczym piecu, razem z piłkarzami pociliśmy się także my, kibice. » czytaj dalej